Raquel & Jurek
Dawno, dawno temu (w 2009) mój kumpel Jurek dostał się na stypendium w Meksyku. Na miejscu, w muzeum Diego Rivery, poznał przewodniczkę imieniem Raquel. Kiedy w lipcu po roku stypendium wracał do Polski, już wiedział, że Raquel dołączy do niego w Warszawie w sierpniu. Już na zawsze, bo w październiku biorą ślub.
Zanim zostałam świadkową na ich ślubie, miałam fantastyczną przyjemność odwiedzić Meksyk, poznać na miejscu Raquel i jej rodzinę, zwiedzić niezły kawałek przyrody, zabytków i kulinariów tego niezwykłego kraju. Polecieliśmy tam w lutym we czwórkę: przyszła świadkowa, czyli ja, przyszły świadek, czyli Wojtek (brat Jurka), oraz przyszli teściowie Raquel.
(autorzy zdjęć są oprócz mnie monotematyczni pod względem nazwisk: Wojtek Wołk-Łaniewski, Jurek Wołk-Łaniewski, Nikodem Wołk-Łaniewski)
Jak powiedziałam, mieliśmy potem z Wojtkiem przyjemność świadkować na ich ślubie. Mówię “przyjemność”, myślę “wielką przyjemność, ale i tyle roboty, że proszę siadać i nie wstawać”. Śmiemy twierdzić, że wywiązaliśmy się ze wszystkiego całkiem nieźle. Raquel miała wieczór panieński z tematem przewodnim “Alicja w krainie czarów”, na weselu mieliśmy dwujęzyczną przemowę, a niespodzianką dla Raquel było odtworzenie na rzutniku nagranych za oceanem toastów i życzeń od jej rodziców, siostry i reszty rodziny. Na weselu bawiono się oczywiście do samego rana.
Ale tutaj interesuje nas inna część mojej pracy, czyli zaprojektowanie Jurkowi i Raquel zaproszeń.
Od początku wiedziałam, że oprę zaproszeniowy portret na zdjęciu zrobionym w pływających ogrodach Xochimilco:
Cały cymes miał jednak tkwić w ozdobnikach. W początkowej fazie projektu zastanawiałam się, jak by tu fajnie połączyć motywy polskie i meksykańskie. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to to, że w godłach obu krajów występuje orzeł – na polskim bielik, na meksykańskim orzeł przedni. Myślałam więc o jakimś heraldycznych połączeniu obu orłów, ale w końcu uznałam to za zbyt ciężką opcję.
Innym pomysłem było ubranie pary młodej w charakterystyczne narodowe/ludowe nakrycia głowy, tylko że z zamianą: chciałam dać Raquel polski czepiec albo wianek panny młodej z wstążkami, a Jurkowi meksykańskie sombrero.
W końcu pozostałam w temacie ludowym, ale zrealizowałam go w ozdobnikach ramy monidła. Kurpiowskie kwiatki i majańskie orły zagrały ze sobą zdumiewająco dobrze!
Nie byłabym sobą, gdybym nie machnęła przy okazji śmiesznego żarciku: końcowym akcentem przygotowań było wręczenie narzeczonym przez świadków parodii zaproszenia. Widnieliśmy na nim ja i współświadek, a napis głosił “Ania i Wojtek będą świadkami na ślubie Raquel i Jurka… więc warto przyjść, no nie?”
To były moje pierwsze zaproszenia. Jakiś czas później doszłam do wniosku, że w sumie fajnie byłoby robić ich więcej… I wtem znikąd założyłam Wtem Znikąd.